***
Akademia siodła i łusek, 29 wrzesień 3029
Droga matko!
W tym liście napiszę Ci o pierwszych wrażeniach dotyczących szkoły. Chcę Ci jeszcze raz stokrotnie podziękować za pozwolenie studiowania w Akademii siodła i łusek.
Nie wiem czego się uczą nowicjusze, ale jestem już spragniona wiedzy o tych gadach. Gdy byłam już godzinę drogi od tej wspaniałej skarbnicy wiedzy, ujrzałam jeźdźca, który leciał na pięknym, szmaragdowym smoku. Moje myśli owładnęły smoki, ale wróciłam do realności. Podjechałam Jerendem pod bramę akademii. Strażnik po drugiej stronie, spytał się czym mam list potwierdzający przyjęcie do akademii. Na szczęście wzięłam go i z dumą pokazałam. Mężczyzna przeczytał i odszedł od wejścia. Pociągnął wajchę, a masywne wrota, ozdobione runami otwarły się. Wjechałam na dziedziniec i kobieta odziana w strój kowalski, siedząca na ławce, wstała i podeszła do mnie. Przywitała się i oznajmiła, że koń jest tutaj zbędny. Zsiadłam, a Jerendem pogalopował w stronę otwartej bramy. Chciałam go gonić, ale ów kobieta mnie zapewniła, że znajdzie drogę do domu. Mam nadzieję, że nasz ogier wrócił cały. Mniejsza o konia. Kowalka zaprowadziła mnie do salonu pierwszorocznych. Wręczyła mi klucz i powiedziała, że jutro są pierwsze zajęcia, ale pierw trzeba przyjść na dziedziniec o godzinie czternastej. Odbędzie się tam powitanie i wyjaśnienie paru kwestii. Kobieta wyszła, a ja rozglądałam się po pokoju dziennym. Jak się wchodzi to po prawej stronie, na ścianie wisi tablica ogłoszeń. Na przeciwko wejścia jest kominek, przed którym stoją dwa czerwone fotele. Nad kominkiem wisi obraz przedstawiający mężczyznę, który dosiada fioletowego smoka w złotej zbroi, a w tle jest akademia. Po prawo od kominka jest okno z widokiem na morze. Na parapecie jest ustawiona figurka smoka, a obok niej doniczka z pięknym czerwono-czarnym kwiatem. Pod oknem stoi czerwona kanapa. Półka z książkami stoi po lewej stronie kominka. Żyrandol jest taką bombką z poroża jeleni, a w środku jest kula ognia rozświetlająca pomieszczenie. Między kominkiem, a biblioteczką są schody na górę. Udałam się tam trzymając klucze do pokoju. Korytarz jest dość długi. Spojrzałam na kluczę i zobaczyłam numerek 16. Przelatując wzrokiem pobliskie pokoje doszłam do wniosku, że pokój jest na samym końcu korytarza. Podekscytowana poszłam i otwarłam drzwi. Siedziało już tam dwóch moich współlokatorów. Byłam trochę zdziwiona, że nie ma podziału na pokoje męskie i damskie. Jeden z moich współlokatorów jest magiem, a drugi zwykłym człowiekiem. Ten pierwszy ma na imię Spakon, zaś drugi Sajak. Widać, że się dobrze znają. Przedstawili się i powiedzieli, które łóżko jest moje. Rozmawialiśmy, aż do późnego wieczora. Wyciągnęłam z mojej szafy piżamę i poszła się przebrać do łazienki.
Ten list piszę w dzień przyjazdu do akademii. Współlokatorzy już śpią, a ja kończę pisać. Jutro pierwsze zajęcia, nie mogę się doczekać.
Pozdrawiam
Kochająca Cię Miriel
Po napisaniu listu, elfka położyła się spać. Zasnęła dość szybko, ponieważ wykończyła ją trzydniowa podróż z rodzinnego miasta do akademii. Miriel obudziła się godzinę przed powitaniem pierwszorocznych. Wstała i spostrzegła, że nie ma jej współlokatorów. Nie przejęła się tym zbytnio i podeszłą do szafy. Otworzyła ją i po kilku minutach zastanawiania się co ubrać wybrała błękitny podkoszulek, czarne spodnie i buty przypominające współczesne botki. Rozejrzała się dokładnie, czy aby na pewno nie ma ani maga ani człowieka. Pokój był pusty, wiec szybciutko się przebrała. Swoje białe jak śnieg włosy, splotła w warkocz na boku. Wzięła klucze i podekscytowana wyszła z pokoju. Zamknęła drzwi, a klucz schowała do kieszeni przeznaczonej na ów przedmiot. Na szczęście pamiętała drogę na dziedziniec. Po kilkunastu minutowej drodze, wreszcie dotarła do celu. Na placu była już grupka nowicjuszy. Dziewczyna zwinnie wślizgnęła się w tłum. Po kilku minutach stania na słońcu, wreszcie dyrektor przybył.
Był to wysoki mężczyzna o siwych, długich, zaczesanymi do tyłu włosach. Odziany był w srebrno-białą szatę, zdobioną białymi szlachetnymi kamieniami. Na twarzy miał kilka zmarszczek i bliznę, która biegła po skosie na prawym policzku.
-Witajcie w Akademii siodła i łusek. Jestem Nirheim, założyciel tej skarbnicy wiedzy o smokach. Każdy student ma sto punktów na rok nauki. Jeśli stracicie je, zostajecie wyrzuceni z akademii. Punkty odejmują lub dodają profesorowie. Za daną liczbę punktów jest kara, bądź nagroda. Co roku nagrody oraz kary są inne, tak samo jak podział punktowy. To była raczej taka ogólna wiadomość, teraz przejdziemy do sekcji w jakich będziecie. Na tablicy ogłoszeń w waszym salonie jest rozpiska zajęć poszczególnych sekcji. Pierwszą są smoczy kowale, drugą zwiadowcy, a trzecią ostatnią wojownicy. Oczywiście każda klasa ma obcowanie ze smokami. Macie wolny wybór, ale pamiętajcie, że studiujecie tą sekcję przez całe 3 lata nauki w akademii. Jeszcze raz was witam w Akademii siodła i łusek.
Był to wysoki mężczyzna o siwych, długich, zaczesanymi do tyłu włosach. Odziany był w srebrno-białą szatę, zdobioną białymi szlachetnymi kamieniami. Na twarzy miał kilka zmarszczek i bliznę, która biegła po skosie na prawym policzku.
-Witajcie w Akademii siodła i łusek. Jestem Nirheim, założyciel tej skarbnicy wiedzy o smokach. Każdy student ma sto punktów na rok nauki. Jeśli stracicie je, zostajecie wyrzuceni z akademii. Punkty odejmują lub dodają profesorowie. Za daną liczbę punktów jest kara, bądź nagroda. Co roku nagrody oraz kary są inne, tak samo jak podział punktowy. To była raczej taka ogólna wiadomość, teraz przejdziemy do sekcji w jakich będziecie. Na tablicy ogłoszeń w waszym salonie jest rozpiska zajęć poszczególnych sekcji. Pierwszą są smoczy kowale, drugą zwiadowcy, a trzecią ostatnią wojownicy. Oczywiście każda klasa ma obcowanie ze smokami. Macie wolny wybór, ale pamiętajcie, że studiujecie tą sekcję przez całe 3 lata nauki w akademii. Jeszcze raz was witam w Akademii siodła i łusek.
Uczony zagwizdał i chwilę potem usiadł przy nim smok z beżowymi łuskami. Wsiadł na gada, ruszył odpowiednio lejce i zwierzę wzbiło się w powietrze.
Nowi studenci poszli w kierunku pokoju dziennego. Studentka gdy dotarła do salonu, usiadła na fotelu obok kominka i zaczęła rozmyśla, którą ścieżką chciałaby iść. Z jednej strony chciała być wojowniczką, ale nie miała ręki do miecza. Jako dziecko wolała strzelać z łuku do beczki. Po godzinnym rozważaniu w końcu doszła do wniosku, że wybierze klasę zwiadowców. Wstała i podeszła do tablicy ogłoszeń. Pierwsze zajęcia miała za cztery godziny. Do salonu weszli Spakon i Sajak. Elfka podeszła do nich, a współlokatorzy przestali rozmawiać.
Nowi studenci poszli w kierunku pokoju dziennego. Studentka gdy dotarła do salonu, usiadła na fotelu obok kominka i zaczęła rozmyśla, którą ścieżką chciałaby iść. Z jednej strony chciała być wojowniczką, ale nie miała ręki do miecza. Jako dziecko wolała strzelać z łuku do beczki. Po godzinnym rozważaniu w końcu doszła do wniosku, że wybierze klasę zwiadowców. Wstała i podeszła do tablicy ogłoszeń. Pierwsze zajęcia miała za cztery godziny. Do salonu weszli Spakon i Sajak. Elfka podeszła do nich, a współlokatorzy przestali rozmawiać.
-Do jakiej sekcji idziecie? - spytała dziewczyna.
-Ja to tam jeszcze myślę, a ty Spakon?
-Ja idę na wojownika, przecież wiesz, że preferuję miecz i tarczę.
-Ach to tak, zapomniałem. W sumie ja też raczej idę na wojownika. A ty Miii... Meee...
-Miriel - powiedziała elfka lekka się śmiejąc. - Ja idę na zwiadowcę. Lepiej sprawdźcie chłopcy, kiedy macie zajęcia.
Mag oraz człowiek podeszli w wesołym nastroju do rozpiski zajęć. Zajęcia mieli za piętnaście minut w sali ćwiczebnej. Na szczęście na tablicy wisiał plan akademii. Okazało się, że pierwszą lekcję mieli na parterze. Zerwali się, jakby ich piorun trzasnął, ponieważ sypialnie pierwszorocznych były na 6 piętrze. Elfka rozbawiona, spojrzała na mapę szkoły, zapamiętała drogę na pierwsze zajęcia i poszła wedle planu do piwnicy. Wędrówka na parter była męcząca, a jeszcze musiała zejść do piwnicy. Gdy tak schodziła na parter, oglądała obrazy na ścianach i latające małe smoczki, wielkości teraźniejszej chihuahuy. Wreszcie dotarła do piwnicy. Nogi ją bolały, ale było warto. W podziemiach akademii jest sklep, w którym można nabyć alkohol, kupić przekąskę, ale również można kupić smakołyki dla smoków czy fartuch rzemieślniczy dla kowala. Miriel przyszła tu by zarobić. Otóż na tablicy ogłoszeń, pisało że w sklepie można zarobić co nie co.
-Są już dostępne jakieś prace czy nie? - spytała się sprzedawcy.
-Zobaczmy... - mężczyzna spojrzał na kartkę, która wisiała za nim. - Niestety nie, ale jeśli chcesz zarobić to przyjdź jutro rano. Codziennie jest 20 ofert pracy.
-Dobrze. Dziękuję - powiedziała z niezadowolonym głosem.
Białowłosa poszła powoli na błonie, gdzie odbywały się jej pierwsze zajęcia. Zgubiła się raz czy dwa, ale dotarła do celu na czas. Po kilkunastu minutach nawiązywania znajomości z klasą, wreszcie przyszedł profesor. Szpiczaste uszy świadczyły o tym, że jest elfem, zupełnie jak Miriel.
-Witam, jestem Veir Korlendton. Będę was uczył przez ten rok nauki. Pierwsza lekcja będzie polegała na zwinności. Oto na czym będziecie dzisiaj ćwiczyć - profesor wskazał na cztery drewniane słupy wysokości 2 metrów, które stały ułożone w kwadrat. Każdy posiadał wystające kije z siebie, ponadto ów słupy obracały się wokół własnej osi. - Jedna osoba wchodzi w środek i stara się nie dotknąć tych wystających kijów. Uwierzcie mi jest to możliwe. To kto pierwszy? Może ty z tymi białymi włosami jak się nazywasz?
-Miriel.
-Powodzenia.
Mag oraz człowiek podeszli w wesołym nastroju do rozpiski zajęć. Zajęcia mieli za piętnaście minut w sali ćwiczebnej. Na szczęście na tablicy wisiał plan akademii. Okazało się, że pierwszą lekcję mieli na parterze. Zerwali się, jakby ich piorun trzasnął, ponieważ sypialnie pierwszorocznych były na 6 piętrze. Elfka rozbawiona, spojrzała na mapę szkoły, zapamiętała drogę na pierwsze zajęcia i poszła wedle planu do piwnicy. Wędrówka na parter była męcząca, a jeszcze musiała zejść do piwnicy. Gdy tak schodziła na parter, oglądała obrazy na ścianach i latające małe smoczki, wielkości teraźniejszej chihuahuy. Wreszcie dotarła do piwnicy. Nogi ją bolały, ale było warto. W podziemiach akademii jest sklep, w którym można nabyć alkohol, kupić przekąskę, ale również można kupić smakołyki dla smoków czy fartuch rzemieślniczy dla kowala. Miriel przyszła tu by zarobić. Otóż na tablicy ogłoszeń, pisało że w sklepie można zarobić co nie co.
-Są już dostępne jakieś prace czy nie? - spytała się sprzedawcy.
-Zobaczmy... - mężczyzna spojrzał na kartkę, która wisiała za nim. - Niestety nie, ale jeśli chcesz zarobić to przyjdź jutro rano. Codziennie jest 20 ofert pracy.
-Dobrze. Dziękuję - powiedziała z niezadowolonym głosem.
Białowłosa poszła powoli na błonie, gdzie odbywały się jej pierwsze zajęcia. Zgubiła się raz czy dwa, ale dotarła do celu na czas. Po kilkunastu minutach nawiązywania znajomości z klasą, wreszcie przyszedł profesor. Szpiczaste uszy świadczyły o tym, że jest elfem, zupełnie jak Miriel.
-Witam, jestem Veir Korlendton. Będę was uczył przez ten rok nauki. Pierwsza lekcja będzie polegała na zwinności. Oto na czym będziecie dzisiaj ćwiczyć - profesor wskazał na cztery drewniane słupy wysokości 2 metrów, które stały ułożone w kwadrat. Każdy posiadał wystające kije z siebie, ponadto ów słupy obracały się wokół własnej osi. - Jedna osoba wchodzi w środek i stara się nie dotknąć tych wystających kijów. Uwierzcie mi jest to możliwe. To kto pierwszy? Może ty z tymi białymi włosami jak się nazywasz?
-Miriel.
-Powodzenia.
Jak przeczytałam twoją notkę (na lotosie) to było takie "Pewnie teraz zapomni o Penelop i przeżuci się na jakiś ch*jowy blog." Ale zapowiada się to ciekawie! I błagam, nie zapominaj o Penelop :) Na tym i na tamtym blogu ciekawie piszesz oraz potrafisz wciągnąć czytelnika (przynajmniej mnie) ;) A Miriel to raczej imię dla syreny, a przynajmniej taki mi się kojarzy xD
OdpowiedzUsuńMi też nie wiem czemu Miriel kojarzy się z syreną XD
Usuń