wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 3

Kolejny rozdział! :) Mówię od razu, że rozdział nie jest długi! :X Teraz powinnam się zająć moim drugim blogiem :/ -> Drugi blog <-  A i jeszcze zapraszam Was na blog mojej przyjaciółki  -> Blog przyjaciółki <- pomagam jej tam, ponieważ bidulka jest biała jeśli chodzi o pisanie na blogu :)

***


-Powiem to tak ogólnie. Jestem Spowiednikiem. 
-Czyli? - spytała elfka, "odrywając" się od ściany. 
-Wiesz chociaż kim są Spowiednicy? - na twarzy nieznajomego dalej gościł uśmiech. 
-Tak... Nie... Ehh nie wiem. Coś ty mi wsypał do piwa, że mnie tak głowa boli?! 
-Porozmawiajmy gdzie indziej - powiedział, łapiąc Miriel za nadgarstek. 
-Nigdzie z tobą nie pójdę! 
-Idziemy - rozkazał, a jego białe zęby znikły za wargami. - Spytałaś się kim jestem, więc chcę ci powiedzieć, ale tu nie czuję się bezpiecznie.
           Studentka kopnęła go, ale mężczyzna tylko ją puścił. Dalej miał pół twarzy schowaną w cieniu, przez co w głowie białowłosej znajdowało się coraz więcej złych myśli. Z karczmy wyszli współlokatorzy szpiszastouchej, którzy chwiali się na nogach.
-Na wschód od tego miasteczka jest jaskinia schowana pomiędzy dwoma krzakami. Od strony morza jest wielki dąb. Przyjdź kiedy będziesz pewna, że chcesz się dowiedzieć kim jestem lub kiedy ból głowy będzie nie do zniesienia - powiedział zakładając chustę. Szedł w stronę uliczki, ale nagle stanął. 

-Ciemność nie zawsze oznacza zła, a światło nie zawsze niesie ze sobą dobro - powiedział przez ramię, po czym znikł w cieniu budynków. 
          Zmieszana elfka patrzyła się pusto, jak jej koledzy idą w jej stronę, potykając się o własne nogi. 
-Ko o ył? - spytał Spakon, opierając się o Sajaka, który łapał niewidzialne płatki śniegu. 
-Wędrowiec, pytał o drogę - błyskawicznie skłamała. - Wracajmy. 
-Dobljrze - powiedział Sajak, a po chwili zwymiotował. 
          Białowłosa szła dość szybko, a jej współlokatorzy ledwo dotrzymywali jej kroku. Słońce wschodziło, gdy trójka zasnęła w swoich łóżkach. 

<Wieczór, tego samego dnia>


-Spowiednicy, Spowiednicy - mamrotała pod nosem studentka. Biblioteka akademii była jedną z największych w całej krainie. Po godzinnym "przekopywaniu" się przez pierwsze piętro biblioteki, białowłosa wreszcie znalazła książkę, która była choć trochę pomocna na temat Spowiedników.  "Zakony, bractwa i inne" - przeczytała na lekko zniszczonej, zielonej okładce. Przez kilka minut szukała w spisie treści coś na temat Spowiedników i wreszcie znalazła. Opierając się o ścianę zaczęła czytać. 


"Ciemność nie zawsze oznacza zło, a światło nie zawsze niesie ze sobą dobro.

Spowiednicy - bractwo smoczej krwi.* Tak naprawdę to nie wiadomo kiedy zostało założone, ale najstarszy zachowany list Mistrza Spowiedników jest z 1908 r. I. e czyli ma on pięć tysięcy lat. Bractwo zajmuje się tresurą smoków. Tresura to za dużo"


-Niech to szlag! - wściekła się, ponieważ tekst był zaplamiony, prócz jednego wyjaśnienia. Elfka przeczytała je z nadzieją na małe przybliżenie pojęcia.  


"Smocza krew - występuje ona tylko wśród wyżej wymienionego bractwa. Według legend 

jest to mała domieszka prawdziwej smoczej krwi. Posiadacze jej mają "rękę do smoków". Nosiciela prawie niespotykanej już krwi, można rozpoznać dość łatwo. Wystarczy, że osoba spożyje rozpuszczalne pestki rzadkich jagód grelontów. Osoba "czysta" tylko straci przytomność, zaś nosiciel poczuje bóle i zawroty głowy, będzie miał problem z koncentracją oraz będzie czuł ciepło. Skutek można usunąć za pomocą magii. Tylko pech chce, że zaklęcia znają tylko Spowiednicy."

-Przez ten ból głowy oszaleję! Za co mam mieć tą smoczą krew w sobie! 


<Kilka dni później, późny wieczór>


-Gdzie wychodzisz? - spytał Sajak przepychając się ze Spakonem. 

-A ty, co? Mój ojciec? - odpowiedziała elfka ze złością, spowodowaną nasilającym się bólem głowy. 
          Wyszła z salonu i skierowała się w stronę portalu. Każdy dźwięk ją denerwował. Śmiech innych studentów, ryczek małych smoczków na klatce schodowej czy zwykły szelest zielonych liści na dziedzińcu. W miasteczku było jeszcze gorzej, dlatego obeszła je. Po wyostrzaniu wzroku w ciemnościach trafiła do swojego celu. Sztylet ociekający niebieską substancją, wylądował obok stopy elfki wbijając się w ziemie. 
-Czyli jednak ból głowy - zaśmiał się ktoś pomiędzy gałęziami dębu. Miriel od razu rozpoznała ten głos, należał on do mężczyzny z karczmy.  

_______________________________________________________________________________________________

" jest z 1908 r. I. e"   to r. I. e znaczy 1908 rok pierwszej ery ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz