środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 7



-Mistrzu! - zawołał Alagar. 
          Jaszczur dalej twardo spał. Półsmok wypowiedział pod nosem jakieś słowa i całą komnatę oblał blask pochodni. Złote monety odbijały światło prosto na sufit. Pochodnie tam nie sięgały, a odbite od pieniędzy oświetlenie dawało złudzenie nocnego nieba. Ogromny smok otworzył swe całe, jasnoniebieskie, świecące oczy. Dosłownie całe - białka, tęczówki i źrenice były tej samej niebieskiej barwy. Podniósł łeb i spojrzał w ich kierunku. Penelop z zaciekawieniem przeleciała wzrokiem po jego cielsku. 
-Mam nadzieję, że to coś ważnego - przemówił. W jego niskim, dostojnym głosie wyczuwalna była irytacja. 
-Znalazłem nowego nowicjusza - powiedział wlepiając wzrok w złoto. 
          Gad przeciągnął się i obrócił się do nich, wypinając dumnie pierś. Machał lekko końcówką ogona drążąc w złocie dziurę, a klatka piersiowa miarowo unosiła się i opadała. Ilekroć Targendel wydychał powietrze Alagara i Miriel oblewał delikatny, gorący wiaterek, a do ich uszu dochodził jakby stłumione warczenie. Zwierze potrząsnęło łeb, a spomiędzy łusek na głowie i szyi wyleciał drobniutki, błękitny pył. Chwilę tańczył na białym tle - cielsku smoka - i zgasł. Stwór westchnął i machnął raz skrzydłami, a monety dziko powirowały w górę. Kilka trafiło elfkę oraz Półsmoka. Z rozbrzmiewającym echem uderzały o ściany oraz o resztę złota na ziemi. 
-Witaj xaahmvin* - rzekł król nieba do Miriel. - Alagar sądzi, że jesteś Półsmokiem... Udowodnisz mi, że to prawda? - spytał spokojnie. Białowłosą zamurowało. Jeszcze dźwięk obijania się monet brzęczał jej w głowie, a szok kiedy zobaczyła smoka - od którego wyczuwalna była potęga i mądrość - dalej utrzymywał się. Po dłuższej chwili ciszy i wymienianiem się wzroku z Alagarem, westchnęła i w końcu się odezwała.  
-A jak mam ci to udowodnić królu niebios? - spytała błądząc wzrokiem po komnacie. 
-Baaardzo łaaatwo - przeciągał słowa. - Aaaleee jeśli zawiedziesz próbę zginiesz... - rzekł obojętnie. Studentce serce stanęło w gardle.
-Ale przecież po tych gre... gre... jakiś tam jagodach cholernie mnie bolała głowa... - jaszczur westchnął, a iskierki wyleciały z jego uzbrojonej w ostre zęby paszczy. 
-Co w związku z tym? Podania o nas zostały spisane przez nas... Prawie wszystko w nich to nieprawda - stłumił śmiech słysząc naiwność Miriel. - Półsmoka nie charakteryzuje jego wrażliwość na grelonty, lecz jego odporność na naturę: ogień, wodę czy błyskawice. Szybkość regeneracji ran i znienawidzenie  życia ułożonego przez kogoś. Uwielbianie wysokości i ryzyko z jakim się to wiąże. Powiedz mi xaahmvin czy posiadasz te cechy? Czy mogę cie nazwać keemzjonn? 
-T-tak - powiedziała zmieszana studentka. 
-Przekonamy się - rzekł gad z wyższością. 
          Szybko i delikatnie złapał do pyska elfkę, rozpostarł skrzydła i jednym, mocnym machnięciem wzbił się w górę gasząc zapalone pochodnie. Cała góra się rozchyliła dając jaszczurowi wolną przestrzeń i drogę na zewnątrz. Gdy wyleciał i białowłosą, i smoka oblał zimny wiatr. Szybko znaleźli się wysoko ponad jakąkolwiek ziemią. Smok dalej leciał pionowo w górę, aż w końcu wypuścił przerażoną szpiczastouchą.
          Rzadkie powietrze utrudniało jej oddychanie, a zmarznięte ciało drgało. Spadała dość szybko, a jej oczom dalej nie ukazał się Targendel. W oddali dostrzegła latającą wyspę, którą widziała, gdy trafiła do tej dziwnej krainy. Z każdą sekunda obraz przedstawiający martwą ją na ziemi zdawał się być coraz bardziej realny. Widząc przelatujące ptaki zaczęła widzieć przyjemność w tej sytuacji. Cały świat zdawał się nie istnieć. Zamknęła oczy i wyobrażała sobie rozmaite przyjemne rzecz. Zimno oraz rzadkie powietrze przestało jej dokuczać. Chłód wysoko ponad ziemia uspokajał ją, a powietrze pokazało, jak należy doceniać każdą chwilę. Na bezpiecznej powierzchni to czym oddychała zdawało się nieistotną rzeczą, ale teraz marzyła tylko o tym. Przypomniała sobie słowa smoka, które mówiły, że Półsmok nienawidzi żyć życiem ułożonym przez kogoś, więc czemu ona miałaby umrzeć tylko dlatego, że ktoś tak chciał? Wściekłość ogarnęła jej ciało. Mimo tego, iż otaczał ją przeszywający chłód, czuła gorąc wewnątrz sobie, jakby paliła się od środka. Okropny ból sparaliżował jej ciało. Czarne włosy kontrastowały z jej bladą skórą. Uchyliła swoje już nie jasnoniebieskie, lecz złote oczy, które zdobiły długie, czarne rzęsy. W ręce pojawiła się kula ognia, która coraz mocniej świeciła. Elfka od jasności ponownie zamknęła swoje zwierciadła duszy, a kiedy je otworzyła znajdowała się w komnacie z złotem, w które znowu leżał jaszczur. 
-Alagar się nie pomylił - rzekł gad. - Idź do Nihal, ona ci powie wszytko co powinnaś wiedzieć. Uprzedzając pytanie: Znajdziesz ją na szczycie tej góry - powiedział widząc uchylające się usta elfki. Otworzył pysk, a niego wyleciały błyskawice. Okropny ból ogarnął jej ciało. "Dostała" brązowe skrzydła i ogon oraz rogi, jak u byka. Na czole i połowie policzków miała brązowo-złote, duże łuski. - Jak się nazywasz?
-Miriel - odpowiedziała zmieszana szpiczastoucha.
-Zapomnij o swoim ostatnim życiu.. Teraz jesteś Elizabeth. 
          Elfka nie wiedząc do powiedzieć pogodziła się z jej nowym imieniem i wyszła. Błądząc po korytarzach, w końcu trafiła do wcześniej poznanej Nihal. Kobiety wymieniały się słowami w drodze do sypialni studentki. Pokój był w zielonych barwach. Doświadczony Półsmok wybierał dla niej strój, tłumacząc dokładniej kim są Spowiednicy. 
-Od czego tu zacząć... - powiedziała Nihal przeglądając garderobę. - Spowiednicy, nie zajmują się tresurą smoków, to tak po pierwsze. Dlatego...
-Czemu? - przerwała jej zdziwiona Miriel. 
-Możesz mi nie przerywać? - zirytowała się. - Dlatego, że ostatecznie sami stajemy się smokami... A nasi bracia w tej idiotycznej akademii... a zresztą - rozmyśliła się. - Słowiki to jakby nasi poskramiacze? Zabójcy? Coś w tą stronę.... Kilkaset lat temu zdobyli pewien artefakt, a mianowicie Smoczą Esencję. Jest to, a raczej była duża kula wielkości czaszki konia, a w niej biały płyn. Została rozkruszona, a jej moc umieścili w mniejszych kamieniach. Problem jest taki, że jedna kropla wystarczy do zniewolenia smoka... Może zauważyłaś, że na klatce piersiowej smoków w tej akademii są świecące kryształy wielkości dłoni kilkuletniego dziecka. Każdy nauczyciel w tej szkole jest Słowikiem, dlatego będziesz się tam uczyć na własną odpowiedzialność. Ale wracając... Aby uwolnić smoka trzeba zniszczyć ten kamyczek znajdujący się w miejscu łuski. Nie innego wyjścia.
-O co chodzi z tym złamaniem smoka czy jakoś tak? 
-Łamią go. Często torturują lub łamią skrzydła, aby nie odleciał. Oreen** będąc przyziemną istotą zrobi wszystko, aby znowu poczuć na swoich łuskach wiatr lub wodę, zależy jakim jest. Uparte, aż do śmierci nie zaznają tego czego pragną, ale większość poddaje się i służy Słowikom, chcąc poczuć wiatr i złudną wolność. O reszcie przekonasz się sama. 
-Skąd to wiesz? - spytała zaintrygowana elfka. 
-Jestem Oreen to na wasz język znaczy smok. Tylko jestem w Półsmoczej formie. Jakoś wolę żyć tak niż być olbrzymim Oreenem wody, pływającą pośród ryb... Uprzedzam pytanie: Tak, Słowiki chciały mnie złamać. Skończone! Wyglądasz nieźle - powiedziała odbiegając od traumatycznej przeszłości. 
          Gęste, czarne włosy miała związane w wysokiego kucyk, które sięgały jej do talii. Długa, cieniowana grzywka zakrywała połowę jej lewego, złotego oka. Górna część ubioru, była skórzana koloru podobnego do szyszki, a z tyłu miała trzy zapięcia jak w pasku. Bluzka odkrywała jej umięśniony brzuch. Na ramionach przyszyta było ciemnokremowe w ciałowe zawijasy à la poncho, które sięgało  jej do połowy kości ramiennej. Luźne, złote rękawiczki sięgały za łokieć. Ciemnobrązowe spodnie nie były normalne, bowiem z lewej i z prawej strony nogi nie miały materiału tylko materiałowe pasy, dzięki czemu dolna część ubioru przylegała do ciała. Na udach miała stalowe płyty ze wciętymi liniami jak smocze łuski. Czarne buty miała do połowy piszczeli.  


(Jakoś tak wyglądała) 


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jak się czyta :P 

*xaahmvin (iksemwin)
**
Oreen (orin)

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 6

Hej! :) Bardzo się cieszę, że pod ostatnim postem było tyle komentarzy, nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo mnie to motywuje do pisania ^^ I co powiecie na wygląd i muzykę? Mogę zmienić na inny szablon, ale na pewno nie będzie jaki był, ponieważ nie zrobiłam kopii zapasowej... mój błąd :/ Dodatkowo również zmieniłam szablon na Lotosie (<- LINK) :) Tak wiem, późno ten rozdział mi wyszedł XD 
Pisałam przy: Full Assassin's Creed Revelations soundtrack (<- LINK) 


***

          Miriel nuciła sobie piosenkę, którą zawsze śpiewała z jej najlepszą przyjaciółką, a las odpowiadał szelestem liści, szumem deszczu, który nie docierał pod korony drzew i koncertem ptaków. Z ciekawością obserwowała dom zwierząt leśnych jak małe dziecko, które dopiero poznaje świat. Na korach drzew znajdowały się motyle, które idealnie wtapiały się w korę przez swoją barwę. Między intensywnie zielonymi liśćmi biegały białe wiewiórki o dwóch ogonach. Wielobarwne ptaki popisywały się swoimi piórami, a wysoko w koronach drzew, małe jaszczurki delektowały się chłodnym deszczem. Latające, małe, świecące na niebiesko owady zdawały się tańczyć w powietrzu w rytm piosenki elfki. Czasami przecinała im drogę jakaś kuna leśna lub młode, poznające życie zwierzęta. Puszcza mimo deszczu, który nie docierał do ziemi, tętniła życiem. Grzmot przerywał śpiew ptaków, ale tylko na chwilę. Między drzewami dostrzegła nimfę bawiącą się z czarnym, dużym wilkiem. Dla Alagara do była prawie codzienność, nie rozumiał czym się ekscytowała. Już miał ją pytać czym się zachwyca, ale przypomniał sobie jego pierwsze wrażenie w tym świecie i darował sobie pytanie. Ciekawość wzięła górę i zapytał:
-Co ty nucisz? 

-Ja? A nic. Wymyśliłam tą piosenkę z przyjaciółką - Carlottą. To co nucę, przypomina mi ją. 
-Stało się coś z nią? 
-Jej ojciec miał pewne problemy z prawem, więc przenieśli się za Ocean Martwy. 
-Ocean Martwy? Czemu taka nazwa? - zdziwił się. 
-Kiedyś tak mówili na niego rybacy i do teraz tak zostało. Mówili tak, ponieważ w wodzie było bardzo wiele syren, które ich uwodziły i dusiły pod wodą. Te stworzenia, miały w posiadaniu krakena, którego wypuszczały, by zniszczył jakiś statek, gdy jego załoga oparła się ich uwodzeniom. Tak przynajmniej mówi legenda. Podobno dalej trzeba się mieć na baczności, bo syreny nie wyginęły tylko po obfitym polowaniu na nie, zaszyły się w morskich głębinach i wypływają tylko gdy potrzebują jedzenia. 
-Tęsknisz za nią? 
-Czy tęsknię? Bardzo. Od małego razem się bawiłyśmy, uczyłyśmy i razem wpadałyśmy w kłopoty - delikatne rumieńce wyszły jej na twarzy. 
-Czyli byłyście niegrzecznymi dziewczynkami - uśmiechnął się, ale zaraz zrozumiał swoje słowa. - Oczywiście bez dwuznaku - wycedził, a studentka wybuchła śmiechem. 
-Skąd wiesz co robiłam, gdy mnie nie znałeś? - powiedziała zalotnym głosem, a Półsmok poparzył na nią zmieszanie - Daleko jeszcze? Nogi mnie bolą. 
-Jeszcze koło dwóch godzin marszu. 
-Świetnie! - udawała entuzjazm po czym przewróciła oczami. - Emmm... Wiem, że raczej będę żałować, ale... czemu zaatakowałeś i skazałeś Meffeo na śmierć? - spytała, wbijając wzrok w ścieżkę. Alagar stanął jak wryty. Elfka nie widząc kątem oka towarzysza, odwróciła się i dostrzegła go, stojącego i wpatrującego się pusto w nią. 
-Nie mam pojęcia o co ci chodzi - powiedział, krzyżując ręce. 
-Nie udawaj idioty. Nihal powiedziała mi o tym. 
-Chcesz wiedzieć?! - spytał ze wściekłością. Elfka widząc jego złość, zawahała się, ale musiała mieć pewność, że idzie z kimś godnego zaufania. 
-Gdybym nie chciała, ty bym nie pytała... - twardo odpowiedziała, maskując lekki lęk. - I nie odzywaj się do mnie takim tonem! 
-Dobrze - mężczyzna wziął głęboki oddech i z wypuszczaniem powietrza z płuc uspokajał się. - Od początku... Brat Nihal był starszy od niej i ode mnie. Jak pamiętam co mi mówiła, to chyba o pięć lat. Kiedy ją poznałem traktowałem ją normalnie, ale z czasem na przyjaźń zamieniała się w miłość, ale tylko z jednej strony - mojej strony. Co wieczór kładłem się spać z myślą o niej. Pewnego razu... zapewne powiedziała Ci to, więc nie będę powtarzał, ale wiesz o co chodzi. Maffeo od początku mnie nie lubił. Przy każdej okazji wywyższał się nade mną, poniżał mnie i obrażał... i to na jej oczach. Miał nade mną  władzę - wyższą rangę i więcej lat doświadczenia. Gdy Targendel wysyłał nas razem na misję, nie robiliśmy jej normalnie. Był to raczej wyścig szczurów - kto pierwszy znajdzie informacje, kto pierwszy zabije i kto pierwszy zgłosi się do Mistrza. Kiedy zauważył, że traktuje Nihal inaczej niż przyjaciółkę, na jednej z misji złapał mnie za gardło i zagroził, że jeśli tknę ją, to własnoręcznie mnie oskóruje. Opowiadał jej wyssane z palca historie o mnie, a ona coraz bardziej patrzyła na mnie krzywo. Czułem, że jestem lepszy od niego i to mnie się należy tytuł "Mistrza Spowiedników"! Wtedy chciałem je zaimponować i pokazać mu, iż jestem lepszy, ale zachowałem się cholernie arogancko. Nie pomyślałem o skutkach, nie oceniłem sytuacji, liczyło się tylko, aby pokazać Maffeo, że jestem lepszy. Kiedy zobaczyłem, jak płacze nad jego ciałem, nie wiedziałem co mam myśleć. Rzuciła się na mnie. Nawet nie wiesz  z jakim trudem się broniłem. Patrzyłem jak ukochana mi osoba próbuje mnie zabić ze wściekłością w oczach zmieszaną z żalem. Gdy przygwoździła mnie do drzewa i spytała, powiedziałem wszystko to co myślałem o tym zadufanym w sobie kretynem.  Gdy wracałem do siedziby miałem czas zrozumieć mój błąd. Zamiast zaimponować jej, tylko ją skrzywdziłem. Czułem wstyd i poczucie winy. Na latach powiedzmy, że wygnania, zrozumiałem że to nie ja go zabiłem. To była ona. Widziała, że nie lubiliśmy się, gdy mnie poniżał mogła stanąć w mojej obronie, mogła cokolwiek powiedzieć swemu bratu, przecież często widziała, jak popisywałem się. Znała mnie i była świadoma, iż jestem osobą pochopną. Nihal nalegała, aby Mistrz pozwolił mi iść. Teraz ona zajęła miejsce Mistrza Spowiedników. Z wyższością patrzy na mnie, zupełnie jak jej brat... Czuję się jak wtedy... poniżany i upokarzany, ale teraz się tym nie przejmuję - nie mam dla kogo. Wiesz co chciałaś. Idziemy i więcej nie poruszaj tego tematu, jasne? - spytał z lekką złością.
- Po pierwsze: moim zdaniem to nie była jej wina. Po drugie: zgoda, nie będę wiecej poruszała tego tematu.  
          Cała droga, aż do monstrualnych, kamiennych wrót w górze, mięła bez słowa. Blask księżyca pokazywał dziwny język napisany na wejściu. Drzwi się otworzyły i weszli. Prowadził ją przez różne korytarze, usiane innymi Półsmokami. Wyglądało to jak zamek, którego pochłonęła góra. Wreszcie dotarli na miejsce. Komnata była ogromna. Sufit podpierały grube kolumny, a długość była zbliżona do 3/4 stadionu narodowego. Schody w dół znikały pod ilością złotych monet. Od podłogi było pięć metrów w górę złota, a na nim leżał ogromny, biały smok.
          Na czarnych skrzydłach miał widoczne błękitne ślady jak błyskawice. Długi, masywny, podwinięty ogon dawał wygląd jaszczurowi, śpiącego kota zwiniętego w kłębek. Przednie łapy miał umiejscowione tak samo jak pierwszy spotkany smok przez Miriel - były one na skrzydłach. Między skrzydłami miał trzy kolce, imitujące delikatnie niebieskim światłem. 
-Oto Targendel - nasz Mistrz - powiedział Alagar wskazując na smoka.

(Targendel wygląda, jakoś tak:) 


środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 5

Heja! :) Rozdział nie będzie obfity w treść, czy bogaty w epitety, porównania, uosobienia itp, ponieważ nie mam siły dzisiaj myśleć :/ Piszę teraz, bo chcę ruszyć z fabułą drugiego bloga :) Ostatnio bawiąc się w opcjach zmieniłam i mogą komentować również osoby bez konta :) Teraz tak pisząc dochodzę do wniosku... niezbyt zwracałam uwagę na soundtrack AC3 gdy grałam, ale teraz kiedy słucham powiem, że jest naprawdę fajny ^^ Pisałam rozdział przy: Assassin's Creed III OST - Complete Soundtrack

***


           Półgodzinny marsz bez słowa, zaczął irytować Elfkę. Ilekroć zadała pytanie, on tylko odpowiadał "tak, nie, nie wiem" albo "dowiesz się w swoim czasie". Czasem ujawniał ogon i podkładał go studentce. Nieraz się przewracała przez niego. Zawsze podchodził do niej i z szelmowskim uśmiechem podawał jej rękę, aby się podniosła. Przez pierwsze dwa upadki wściekłość wirowała wokół niej, ale zrozumiała, że jeśli się denerwuje to jeszcze bardziej mężczyzna jest wredny. W końcu brała to na żarty i czasami udało się jej uniknąć błękitnego ogona. Półsmok zeskoczył z oblodzonego głazu cztery metry w dół i wylądował na górce śniegu, ale Elfce poszło gorzej. Stanęła na krawędzi, popatrzyła w dół i chciała wycofać, ale się poślizgnęła. Spadła prosto na Alagara. Kiedy otwarła oczy - które zamknęła z przerażenia - dostrzegła twarz mężczyzny. Jego jasnoniebieskie oczy wędrowały z jej ust na jej oczy. Czuła jego nierówny oddech na policzku. Zdezorientowana chciała z niego zejść, ale coś nie wyszło, bo sturlali się ze średniej górki śniegu. Poczuła niemały ciężar na sobie. 
-No, no... Wiedziałam, że jesteś kobieciarzem, ale żeby tak "pod chmurką"? - zaśmiał się kobiecy głos. Spowiednik zdając sobie z sytuacji szybko się podniósł, otrzepał ze śniegu i pomógł wstać białowłosej. 
-A ty nie masz co robić tylko obserwować wszystkich Spowiedników? - skierowany był w stronę dużego drzewa, które rosło nieopodal. 
-Czyli... Wychodzi na to, że ty... - wtrąciła się Miriel ze zmieszaniem na twarzy. Z korony drzewa zeskoczyła kobieta. 
-Ooo, taaak mi przykro.... Alagarek dzisiaj nie zaliczy, oj oj joj  - powiedziała ledwo co utrzymując śmiech. 
          Kobieta wizualnie była zbliżona wiekowo do studentki. Lekki, zimny wiatr rozwiewał jej czarne z czerwonymi końcówkami włosy związane w kucyka, który sięgał jej do końcówki żeber. Trójkątna twarz i widoczne rysy twarzy dawały jej drapieżności. Lewe ucho było całe w wiszących kolczykach  - zaczynając od płatka małżowiny  kończąc na obrąbku - a na końcu każdego z kolczyków była mała, świecąca na czerwono kuleczka. Jasna karnacja, dodawała jej wyglądu niewinnej, wysoko urodzonej pani, ale biżuteria rozwiewała wszystkie pozory (oraz sam kształt twarzy). Końcówki jej rzęs delikatnie świeciły na biało pod wpływem światła  jak brokat. Tęczówki oraz usta miała czarne jak ocena podczas pochmurnej nocy. Długie, zgrabne nogi zdobiły czarne szorty oraz tego samego koloru kozaki na małym obcasie sięgające do połowy piszczeli. Przylegająca bluzka, która podkreślała jej piersi (tak rozmiar D xD) odkrywała  jej umięśniony brzuch. Wcięty dekolt zdobił czarny kieł na cienkim, czarnym sznureczku. Górna część ubioru nie posiadała ramiączek, przez co dobrze była widoczna blizna na prawym ramieniu. W butach nosiła dwa sztylety z pozłacanymi rękojeściami. Na lewej ręce ciągnął się znak, - tatuaż - który ukazywał smoka i można by powiedzieć, że ten jaszczur owija się wokół jej ręki. Gad, ogon miał na początku ramienia, a łeb na zewnętrznej stronie dłoni. 
-Jestem Nihal, a ty niedoszły celu Alagara? 
-Wypraszam sobie! - oburzył się mężczyzna. 
-Nie z tobą rozmawiam - powiedziała brunetka z pogardą. 
-Jestem Miriel, miło mi cię poznać - odpowiedziała z małym uśmiechem. 
-Lepiej, abyś nie pokazywała, że jesteś miła... A przynajmniej nie teraz - odwróciła głowę w stronę Spowiednika - Idziecie teraz do Targendela? 
-Yup... Niechętnie to mówię, ale... Pokazałabyś mi skrót? Nie pamiętam gdzie jest.
Idiota - pomyślała czarnooka. 
-Zgoda.
          Zaczął padać drobny śnieg, - po prostu znikąd - który dekorował włosy posiadaczy Smoczej krwi. Zimne płatki wirowały w ruch grymaśnego, górskiego wiatru. Nihal stanęła przed gęstymi zaroślami, rosnącymi na zboczu góry. Przywołał skrzydła i się nimi zamachnęła. Fala powietrza rozsunęła gałęzie, pokazując przejście. Alagar skinął lekko w podzięce głową i wszedł w głąb jaskini. 
-Niedługo będziesz Spowiednikiem - powiedziała kobieta, kładąc rękę na ramieniu studentki. Spowiedniczka weszła w głąb jaskini. Elfka szybko ruszyła za nimi, ponieważ stawało się coraz chłodniej i nie uśmiechało się jej marznąc. Na ścianach jaskini znajdowały się pochodnie, świecące błękitnym światłem. Cienie formował przedziwne kreatury. Alagar wyrwał do przodu, mówiąc że rozejrzy się, ale tak naprawdę chciał jak najszybciej opuścić to miejsce - nie przepadał być pod ziemią. Brunetka i białowłosa szły od czasu do czasu zamieniając kilka słów. 
-Nie lubisz Alagara czy po prostu się tak przekomarzacie? - spytała Miriel, gdy przypomniała sobie niedawne zajście między nią, a Półsmokiem. 
-Hmm.... Toleruje... Po tym co zrobił to i tak za wiele - odpowiedziała Nihal, próbując wyglądać obojętnie.
-Co się stało miedzy nim, a tobą? Twoja twarz posmutniała...
Zdradził ją? - pomyślała. 
-To długa historia... jak tak bardzo chcesz wiedzieć, to mogę postarać się ci ją streścić.
-Zgoda. Oczywiście jeśli nie chcesz o tym mówić to nie mów - studentka położyła dłoń na ramieniu brunetki, aby ją wesprzeć. 
-Po pierwsze, weź tą rękę - szpiczasto ucha usłyszawszy to, wzięła dłoń tak szybko jak umiała. - A więc tak... 
  Pewnej deszczowej nocy, dostaliśmy zlecenie od Targendela: ja, Alagar i mój brat - Maffeo. Szpieg poinformował dzień wcześniej mistrza o czwórce Słowików, którzy szli przez Orendol - małe miasto na Morzem Długim. Jeden z nich niósł małą szkatułkę. W nocy, gdy wrogowie mieli mijać wodospad na  szlaku handlowym między Orendolem, a Kerondelem, ruszyliśmy. Deszcz chłodził nasze ciała spragnione krwi - krwi Słowików. Alagar schował się w paprociach przy drodze, ja na drzewie, a Maffeo miał robić za przynętę. Mój brat przebrał się za żebraka. Jeden z wrogów napiął kuszę i spytał się kim jest, co tu robi i czego chcesz. Alagara świerzbiła broń, a ja z trudem przywracał go do planu. Szykując noże to rzucania nie zauważyłam, że wyskoczył z zarośli i zaatakował. Słowik trzymający wycelowaną kuszę - w oczach Spowiedniczki pojawiły się łzy - puścił bełt prosto w mego brata. Obserwowałam to wszystko z góry... - głos Nihal lekko się załamywał - Ja... Nie dotarło do mnie co się stało. To wszystko było za szybko... Alagar zabił dwóch, pozostali uciekli razem ze szkatułką. Zeskoczyłam z drzewa. Uklękłam przy bracie, a moje łzy zmywały krew z jego brody, którą kilka chwil wcześniej się dławił. W wściekłości błyskawicznie zaatakowałam zabójce mego brat. Stąd mam bliznę na ramieniu - po tym starciu. Gdy pozbawiłam go broni, przygwoździłam go do drzewa. Gdy spytałam się dlaczego, on odpowiedział tylko, że mój brat stawał mu na drodze do wyższej rangi... Alagar był przekonany, że jego zdolności i metody były o wiele lepsze od Maffe'a. Kiedy dostrzegłam, że w jego oczach nie ma żadnej skruchy, coś we mnie pękło. Sztylet stykał się z jego szyją... Nie potrafiłam go zabić, choć bardzo tego pragnęłam. Teraz wiem, czemu to zrobiłam. Po prostu coś do niego czułam... Pewnej nocy zrobiliśmy "to". Chyba wiesz o co chodzi... Mniejsza. Schowałam broń, wdrapałam się na drzewo i tyle co mnie widział, aż do powrotu do Targendela. Został cofnięty do rangi nowicjusza. Nie może posługiwać się magią, nie posiada wzroku smoka - nie może widzieć w nocy jak w dzień. Zabrano mu też zdolność latania na swoich skrzydłach i paru innych rzeczy lub umiejętności. Na pięć lat był pozbawiony możliwości powrotu tutaj. Gdy wróciłam do mistrza wszelkie pozytywne uczucia, skierowane w jego stronę znikły... Najbardziej nienawidzę się za to, że chyba dalej coś do czego czuję... Gardzę nim, ale czasami gdy go widzę... chętnie powtórzyłabym tamtą noc... Ugh... Teraz mnie to obrzydza, ale wiem, że gdy wyjdziemy z tego skrótu i go zobaczę, ta myśl nie będzie mi negatywna... - lekki uśmiech dekorowała spływając łza smutku po bracie. - Zresztą po co ci to mówię... obchodziła cię tylko czemu gardzę Alagarem.
-Smutne... Przepraszam, że to raczej nie na miejscu, ale kim są Słowicy i Targendel? 
-Dowiesz się wszystkiego, gdy będziesz Spowiednikiem, Miriel. 
          Ostatnie parę minut przed wyjściem ze skrótu, panowała cisza. Gdy studentka zobaczyła Alagara, od razu popatrzyła się na Nihal.
-No co? - spytała brunetka.
-Nic, nic... - elfka ściszając głos, aby mężczyzna nie słyszał spytała - Nie wiem co myśleć... Traktować go jako osobie której można zaufać, czy z pogardą jak ty...
-To jest twój wybór... moje postrzeganie jego raczej nie zmieni. 
          Alagar obrócił się i wskazał górę na horyzoncie. 
-To jest nasz cel. 
-No to ruszajcie, a nie stoisz i pokazujesz jak znak "w którą stronę karczma..." - powiedziała Spowiedniczka z drwiącym tonem. 
          Czarnooka minęła mężczyznę, i znikła między drzewami. Białowłosa i Półsmok ruszyli w stronę góry. Miriel zaczęła inaczej postrzegać zabójcę Maffe'a. Czarnowłosy widząc to zrobił kilka kroków w przód i stanął przed elfką. 
-O co chodzi? - spytał. 
-Dowiesz się w swoim czasie... 
          Studentka minęła go, a delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Alagar obrócił się i po chwili szedł obok niej. Od czasu do czasu zamieniali kilka zdań. 

sobota, 7 marca 2015

Rozdział 4

Hejka :) Wreszcie zabrałam się za pisanie :D Pisałam ten rozdział przy soundtracku z Assassin's Creed 4 :) Jeśli nie chcesz muzyki możesz wyłączyć, klikając w lewy górny róg znaku pauzy, a jak chcesz pogłośnić w prawym górnym rogu możesz przesuwać suwakiem (zmienia głośność) Piszę to, bo wiem, że niektórzy mogą tego nie wiedzieć :P


***







-Bardzo zabawne... zrób coś z tym! - rozkazała. Mężczyzna zeskoczył z drzewa, podniósł sztylet, przypiął go do pasa i oparł się o dąb.
-Dobrze, ale dołączysz do Spowiedników. 
-Na pewno nie...
          "Fala" bólu znowu uderzyła, sprawiając że Elfce zakręciło się w głowie. Pulsujące uczucie nie pozwalało jej na negocjacje. Niech mu będzie - pomyślała. 
-Zgoda, tylko... Tylko pomóż mi - powiedziała przez zaciśnięte zęby. Na twarzy Spowiednika zagościł lekki uśmiech. 
-Dokehlaan derann winiijul* - nieznajomy nie miał już założonego kaptura, więc Miriel bez problemu zauważyła, że jego białka przybrały czarną barwę, a tęczówki czerwoną. Przyjemne ciepło opuściło ciało dziewczyny, a uporczywy ból ustał.
-Co ty powiedziałeś?
-Nieważne. Zgodnie z umową, która miała miejsce kilka chwil temu, dołączysz do naszego bractwa - na ziemi wokół Spowiednika zaczęła pojawić czarna mgła, która "wspinała się" po jego plecach i ostatecznie uformowała smoczy ogon oraz skrzydła. Jego narządy lotu były błękitne z granatową błoną i spokojnie mogły otulić jego przednią część ciała. Ogon miał taką samą barwę co łuski na kościach skrzydeł, a na końcu był spłaszczony (coś jak bóbr). Półsmok ziewną, a Miriel dostrzegła, że jego język zmienił się jak u węży.
-Nie bój się, przecież będziesz taka sama jak ja.
-Nie boję się, nie wiem czemu tak uważasz - powiedziała stanowczo, dopiero po paru sekundach doszła do niej druga część zdania nieznajomego. - Jak to "taka sama"?!
-Normalnie... I nie zaprzeczaj, że nie odczuwasz lęku. Twój oddech jest nierówny, błądzisz wzrokiem oraz prostujesz palce, by potem je ponownie zgiąć.
-Mam być Spowiednikiem, a nie półsmokiem!
-Wyjaśnię ci wszystko, jak już tam będziemy.
          Wokół nich zaczęła pojawiać czarna mgła. Miriel niewyraźnie słyszała jakieś słowa, po czym do jej uszu doszedł głośny ryk. Brzmiało to jak pomieszanie ryku lwa z niedźwiedziem. Atramentowa chmura znikła, a oczom Elfce ukazała się dolina.
          Za nią rosło majestatyczne drzewo z dużymi, niebieskimi liśćmi w kształcie serca, pokryte szronem. Na fioletowym niebie, widoczna była galaktyka, pośród oceanu gwiazd. Nie było słońca, ani księżyca, a mimo wszystko w krainie panował dzień oraz noc. Nieważna jaka była pora dnia, na nieboskłonie i tak zawsze była droga mleczna w towarzystwie ciał niebieskich.
Ziemia pokryta była białym puchem - śniegiem - do kostek. W oddali widoczna była latająca wyspa, a na niej miasto z górująca wieżą, na której świeciło czerwone światło. Za studentką, na szczycie górskim, również  świeciło intensywne krwiste światło. Zimny górski wiatr, niosący ze sobą ryk rozwiewał jej śnieżnobiałe włosy. Przez chłód panujący w dolinie, zaczęła łzawić przez co widok krainy był lekko rozmazany. Szum nieopodal położonego wodospadu zlewał się ze świstem halnego wiatru. Między górami wyleciał biały smok. Zrobił nad Miriel i mężczyzną kilka okrążeń po czym wylądował przed nimi. Ruch skrzydeł oraz kilku tonowa masa cielska, która wylądowała, zrzuciła z drzewa śnieg, który rozwiał wiatr. Gad był dwa razy większy, niż słoń i oczywiście trzeba dodać olbrzymie skrzydła, które musiały unieść taki ciężar. Stworzenie ognia miało przednie łapy na skrzydłach zupełnie jak nietoperz. Pokryty był lekko odstającymi kolcami. Ogon na końcu posiadał dwa kolce - pierwszy bliżej tułowia koło dwóch metrów, a drugi coś koło trzech metrów.  Z tyłu czaszki kolce tworzył kołnierz, dając wrażenie większego smoka (coś jak mają Agamy kołnierzaste). Nie miał lewego oka. Posiadał bliznę, która ciągłą się wokół jego pyska. Elfce serce chciało wyskoczyć z klatki piersiowej, a nogi gdyby żyły własnym życiem, dawno by już uciekły. Na jej ramieniu znalazła się ręka Spowiednika, która dodała jej odwagi. Nieznajomy, który stał obok niej, rozwinął skrzydła i uniósł je jak najwyżej potrafił. Smok stanął pionowo i zrobił to samo. Mężczyzna zdjął rękę z ramienia studentki, popatrzył się na nią, a kąciki ust lekko się podniosły. Elfce wyszły delikatne rumieńcem, które dawały jej niewinny wygląd. Smok z impetem oparł się na skrzydłach. Po półsmoku tym razem "spłynęła" ta sama czarna mgła, która wcześniej uformowała jego skrzydła oraz ogon. Oczy przybrały normalną barwę - białe białka i jasnoniebieskie tęczówki. Jasne oczy kontrastowały z czarnymi włosami do ramion oraz ciemnym, lekkim zarostem.
-Dovreakh keemzojnn** - powiedział gad. W jego głosie panował spokój oraz gościła mądrość.
-Dovreakh - odpowiedział towarzysz białowłosej. Szpiczastoucha patrzyła się to na mężczyznę, to na smoka i starała chociaż jakkolwiek przetłumaczyć mniej więcej o czym mówią, ale bezskutecznie.
-Peghoo faal cej vmerttiq?***
-Luworrtii keemzjonn.****
-Hmm... Witaj keemzjonn - zwrócił się smok do Elfki.
-Emm... Witaj - odpowiedziała z zakłopotaniem. Gad się zaśmiał pod nosem i lekko schylił głowę. Półsmok zrobił to samo. Król nieba odleciał i znikł za górami.
-Swoją drogą... Jak masz na imię?
-Alagar... a taka niewinna elfka jak ty?
-Miriel. Gdzie jesteśmy? Kim był ten smok? Też tak będę mówiła? A czy....
-Wszystko powiem ci w swoim czasie keemzjonn - przerwał jej.
-A co znaczy?
          Alagar tylko się uśmiechnął i ruszył przed siebie. Studentka poszła za nim, a coraz więcej pytań rodziło się w jej głowie.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nie będzie to tłumaczenie, a napisanie, jak się czyta :P 

*Dokelin deron winjok 
**Dowrak kimzjon
***Pegu fel kaj wmerdik 
****Luwurtj kimzjon

Napiszę jeszcze, że wszystkie te słowa mam zapisane na kartce (razem z tłumaczeniem). Bardzo fajnie się tworzy język smoków ^^

wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 3

Kolejny rozdział! :) Mówię od razu, że rozdział nie jest długi! :X Teraz powinnam się zająć moim drugim blogiem :/ -> Drugi blog <-  A i jeszcze zapraszam Was na blog mojej przyjaciółki  -> Blog przyjaciółki <- pomagam jej tam, ponieważ bidulka jest biała jeśli chodzi o pisanie na blogu :)

***


-Powiem to tak ogólnie. Jestem Spowiednikiem. 
-Czyli? - spytała elfka, "odrywając" się od ściany. 
-Wiesz chociaż kim są Spowiednicy? - na twarzy nieznajomego dalej gościł uśmiech. 
-Tak... Nie... Ehh nie wiem. Coś ty mi wsypał do piwa, że mnie tak głowa boli?! 
-Porozmawiajmy gdzie indziej - powiedział, łapiąc Miriel za nadgarstek. 
-Nigdzie z tobą nie pójdę! 
-Idziemy - rozkazał, a jego białe zęby znikły za wargami. - Spytałaś się kim jestem, więc chcę ci powiedzieć, ale tu nie czuję się bezpiecznie.
           Studentka kopnęła go, ale mężczyzna tylko ją puścił. Dalej miał pół twarzy schowaną w cieniu, przez co w głowie białowłosej znajdowało się coraz więcej złych myśli. Z karczmy wyszli współlokatorzy szpiszastouchej, którzy chwiali się na nogach.
-Na wschód od tego miasteczka jest jaskinia schowana pomiędzy dwoma krzakami. Od strony morza jest wielki dąb. Przyjdź kiedy będziesz pewna, że chcesz się dowiedzieć kim jestem lub kiedy ból głowy będzie nie do zniesienia - powiedział zakładając chustę. Szedł w stronę uliczki, ale nagle stanął. 

-Ciemność nie zawsze oznacza zła, a światło nie zawsze niesie ze sobą dobro - powiedział przez ramię, po czym znikł w cieniu budynków. 
          Zmieszana elfka patrzyła się pusto, jak jej koledzy idą w jej stronę, potykając się o własne nogi. 
-Ko o ył? - spytał Spakon, opierając się o Sajaka, który łapał niewidzialne płatki śniegu. 
-Wędrowiec, pytał o drogę - błyskawicznie skłamała. - Wracajmy. 
-Dobljrze - powiedział Sajak, a po chwili zwymiotował. 
          Białowłosa szła dość szybko, a jej współlokatorzy ledwo dotrzymywali jej kroku. Słońce wschodziło, gdy trójka zasnęła w swoich łóżkach. 

<Wieczór, tego samego dnia>


-Spowiednicy, Spowiednicy - mamrotała pod nosem studentka. Biblioteka akademii była jedną z największych w całej krainie. Po godzinnym "przekopywaniu" się przez pierwsze piętro biblioteki, białowłosa wreszcie znalazła książkę, która była choć trochę pomocna na temat Spowiedników.  "Zakony, bractwa i inne" - przeczytała na lekko zniszczonej, zielonej okładce. Przez kilka minut szukała w spisie treści coś na temat Spowiedników i wreszcie znalazła. Opierając się o ścianę zaczęła czytać. 


"Ciemność nie zawsze oznacza zło, a światło nie zawsze niesie ze sobą dobro.

Spowiednicy - bractwo smoczej krwi.* Tak naprawdę to nie wiadomo kiedy zostało założone, ale najstarszy zachowany list Mistrza Spowiedników jest z 1908 r. I. e czyli ma on pięć tysięcy lat. Bractwo zajmuje się tresurą smoków. Tresura to za dużo"


-Niech to szlag! - wściekła się, ponieważ tekst był zaplamiony, prócz jednego wyjaśnienia. Elfka przeczytała je z nadzieją na małe przybliżenie pojęcia.  


"Smocza krew - występuje ona tylko wśród wyżej wymienionego bractwa. Według legend 

jest to mała domieszka prawdziwej smoczej krwi. Posiadacze jej mają "rękę do smoków". Nosiciela prawie niespotykanej już krwi, można rozpoznać dość łatwo. Wystarczy, że osoba spożyje rozpuszczalne pestki rzadkich jagód grelontów. Osoba "czysta" tylko straci przytomność, zaś nosiciel poczuje bóle i zawroty głowy, będzie miał problem z koncentracją oraz będzie czuł ciepło. Skutek można usunąć za pomocą magii. Tylko pech chce, że zaklęcia znają tylko Spowiednicy."

-Przez ten ból głowy oszaleję! Za co mam mieć tą smoczą krew w sobie! 


<Kilka dni później, późny wieczór>


-Gdzie wychodzisz? - spytał Sajak przepychając się ze Spakonem. 

-A ty, co? Mój ojciec? - odpowiedziała elfka ze złością, spowodowaną nasilającym się bólem głowy. 
          Wyszła z salonu i skierowała się w stronę portalu. Każdy dźwięk ją denerwował. Śmiech innych studentów, ryczek małych smoczków na klatce schodowej czy zwykły szelest zielonych liści na dziedzińcu. W miasteczku było jeszcze gorzej, dlatego obeszła je. Po wyostrzaniu wzroku w ciemnościach trafiła do swojego celu. Sztylet ociekający niebieską substancją, wylądował obok stopy elfki wbijając się w ziemie. 
-Czyli jednak ból głowy - zaśmiał się ktoś pomiędzy gałęziami dębu. Miriel od razu rozpoznała ten głos, należał on do mężczyzny z karczmy.  

_______________________________________________________________________________________________

" jest z 1908 r. I. e"   to r. I. e znaczy 1908 rok pierwszej ery ;)

piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 2

P R Z E P R A S Z A M ! ! ! Przepraszam, że nie było posta od dłuższego czasu, ale jakoś tak... miałam pomysł, miałam wolny dostęp do komputera, ale nie miałam chęci :/ Oczywiście mam nadzieję, że ten rozdział się spodoba, choć nie będzie raczej długi, ponieważ czas mnie goni :( Swoją drogą, mam ferie od drugiego lutego czyli postaram się napisać kilka rozdziałów w przód, ponieważ mam jeszcze zadaną prace domową z informatyki :/ 


*** 


-I jak tam pierwsze zajęcia? - spytał Sajak, widząc współlokatorkę, która rozłożyła się w najlepsze na fotelu przy kominku i czytała książkę.  
-Nawet mi nie przypominaj! Jestem cała obolała - odpowiedziała, odrywając wzrok od lektury. 
-Nie możesz mieć gorzej niż ja - powiedział chłopak z krzywym uśmiechem.
-Doprawdy? Mnie dwie, trzy minuty biły drewniane słupy... Wszystko mnie boli - skrzywiła się elfka, na samą myśl o pierwszej lekcji. 

-No dobrze, przyznam ci racje. Widziałaś Spakona? 
-Tak, kręcił się niedaleko piwnicy.
-A to pijak! - zaśmiał się człowiek. - Jak tak można pić bez przyjaciela! 
-Hehe, sama się tam wybieram. Pójdziemy razem po twojego pijaczka? - spytała Miriel, wstając z wygodnego fotelu. 
-Dobra, ale ty stawiasz. 
-Ehh, zgoda - powiedziała, odkładając książkę na półkę. 
          Schodzili powoli do piwnicy, by się nie zmęczyć. Blask księżyca zawitał przez witraże, dając efekt ruszających się hologramów. Grupa trzecioklasistów minęła ich ledwo stojąc na nogach. W drodze do przyjaciela, opowiadali sobie o pierwszych zajęciach, jakiś historyjek sprzed kilku lat itd. Wreszcie dotarli i wypatrywali maga. Po paru minutowym szukaniu wzrokiem współlokatora, znaleźli go. Pił piwo z malinowym sokiem razem z dwoma pierwszoklasistkami. "Pijaczek" spostrzegając ich, kiwnął głową, by się przysiedli. Elfka i człowiek popatrzyli na siebie i z przysiedli się do maga. 
-Jak można samemu wyrywać laski i do tego popijając piwo z Kremowczaru? - spytał się Sajak z udawaną złością, po czym się roześmiał. 
-Widzisz... Tak jakoś - na twarzy Spakona zawitał głupawy uśmieszek. - Na szczęście jesteście, bo mam dosyć tych dziewczyn - westchnął.
-Czemu? - wtrąciła się elfka. 
-Są pijane i zachowują się jak skończone idiotki, aaaleee dowiedziałem się, że w tym miasteczku niedaleko akademii jest karczma z bardzo dobrym alkoholem... To jak idziemy? 
-Jestem za! - powiedziała białowłosa ze szczerym uśmiechem. Przyjaciele spojrzeli na nią pytająco, myśląc, że jest raczej poukładaną kobietą. - No co? Nie miałam alkoholu w ustach od przeszło trzech miesięcy... 
-I tak wytrzymałaś więcej niż nasz pijaczek - roześmiał się Sajak, a razem z nim elfka. 
-Możemy pójść portalem - powiedział mag, mając lekkie rumieńce. Przyjaciele przytaknęli.
          Cała trójka ruszyła w stronę portalu znajdującego się przy głównej bramie akademii, zostawiając dwie ledwo przytomnie dziewczyny. Śpieszyli się, ponieważ jutro współlokatorzy Miriel mają zajęcia i mimo kaca, chcą się troszkę wsypać przed zajęciami. Roześmiani przyjaciele, w końcu dotarli do swojego celu, który był wbudowany w mur. Skrót posiadał coś na wzór czytnika odcisków palców, tyle że podkładało się klucz, który posiadał małe wyryte runy. Podkładało się klucz ze względu bezpieczeństwa, by do akademii nie przedostawały się osoby "z zewnątrz".  Kto nie przyłożył kluczyka, portal się nie uruchamiał. Studenci przeszli przez przejście. Położenie skrótu było na obrzeżu miasteczka w ruinach starej wieży. Rozejrzeli się i ruszyli przed siebie. 
-Spakon, ty znasz pewnie drogę, prowadź - powiedział jego przyjaciel, klepiąc go w plecy. 
          Mag bezbłędnie doprowadził współlokatorów do karczmy. Weszli do budynku. Śmierdziało alkoholem zmieszanym z lekko wyczuwalnym potem. Elfkę odruchowo "odrzuciło" czując ten smród. Usiedli przy ścianie, wymijając po drodze niekontaktujących pijaków. Podeszła do nich kobieta z bardzo uwydatnionym biustem, blond lokami i lekką nadwagą. 
-Co podać? - spytała poprawiając granatową suknie. 
-Ogniste piwo dla nas - powiedział mag. 
         Kobieta odeszła, przy okazji biorąc pusty kufel klienta, który właśnie wstawał by wyjść. 
-Co to ogniste piwo? - spytał z zaciekawieniem Sajak. Elfka wyprzedziła "pijaczka" w odpowiedzi. 
-To bardzo dobre piwo! Sprowadzane zza morza, a ogniste dlatego, że jak za szybko wypijesz, opijesz się dzięki jednemu kuflowi. 
-Skąd to wiesz? - spytał zdziwiony Spakon. 
-Mój wuj jest kupcem, więc po drodze wstąpił do matki i dał jej jedną butelkę. A ja jako wścibska nastolatka, oczywiście spróbowałam - odpowiedziała rumieniąc się. 
          Przyjaciele dyskutowali na różne tematy popijając piwo. Obok nich przeszedł mężczyzna, szturchając ich stolik, ponieważ jakiś pijak ledwo co siedział. Po kilku minutach wrócił na swoje miejsce. Białowłosą zainteresowało to, iż nie chwiał się, nie pił alkoholu tylko ją obserwował. Wiedziała to choć nie patrzyła się na niego, ona to czuła. W końcu nie wytrzymała się na niego spojrzała.
          Mężczyzna siedział w kącie, a światło ledwo co go dotykało. Opierał się o oparcie i przekładał monetę między palcami. Ubrany był w ciemnoniebieski strój, miał kaptur na głowie, przed co rozpoznanie go nie należało do łatwego zadania.  Usta i nos miał owinięte chustą. Przy pasie miał miecz, a na jego rękojeści widniał smok. Wokół uda miał jakby opaskę, gdzie znajdowały się sztylety do rzucania.  Posiadał dobrze zbudowane ciało. Sprawiał wrażenie zabójcy, który poszukuje swojego celu.
          Wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę. Miriel coraz bardziej było słabo. Hałas w pomieszczeniu, głośne śmianie się przyjaciół i smród coraz bardziej denerwował elfkę. Wstała, odrywając wzrok od nieznajomego. 
-Ro est? - spytał, sepleniąc Spakon. 
-Nic, nic tylko... Duszno mi idę się przewietrzyć - odpowiedziała, po czym skierowała się do drzwi i wyszła. Ulica była pusta, a światło lamp dodawało wyglądu  opuszczonego miasteczka. Chciała przejść się do końca ulicy i z powrotem. Przeszła pół drogi coraz bardziej czując ból głowy. Znowu dostała "uderzenia" słabnięcia, aż oparła się o ścianę. Nie potrafiła złapać wdechu. 
-Czyli dobrze myślałem... - elfka usłyszała męski głos za plecami. Odwróciła się puszczając ścianę. Dostrzegła tego samego okapturzonego mężczyznę, który siedział w karczmie. Chciała stanąć przed nim, ale znowu poczuła, że jej słabo i powtórnie oparła się o ścianę. 
-K... Kim jesteś? - spytała się, ciężko oddychając. - Ty... Ty mi coś dodałeś do piwa... gdy... gdy "przypadkiem" wpadłeś na mój stolik... 
Nieznajomy nie miał już chusty, więc studentka dostrzegła jego szelmowski uśmiech. 

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 1

Prowadzę drugiego bloga Lotos Śmierci który również jest w temacie fantasty. Wspomnę tylko, że rozdziały nie mają wyznaczonego dnia, ani godziny publikacji. To chyba tyle... zapraszam do czytania.  


***

 Akademia siodła i łusek, 29 wrzesień 3029

Droga matko!

          W tym liście napiszę Ci o pierwszych wrażeniach dotyczących szkoły. Chcę Ci jeszcze raz stokrotnie podziękować za pozwolenie studiowania w Akademii siodła i łusek. 
          Nie wiem czego się uczą nowicjusze, ale jestem już spragniona wiedzy o tych gadach. Gdy byłam już godzinę drogi od tej wspaniałej skarbnicy wiedzy, ujrzałam jeźdźca, który leciał na pięknym, szmaragdowym smoku. Moje myśli owładnęły smoki, ale wróciłam do realności. Podjechałam Jerendem pod bramę akademii. Strażnik po drugiej stronie, spytał się czym mam list potwierdzający przyjęcie do akademii. Na szczęście wzięłam go i z dumą pokazałam. Mężczyzna przeczytał i odszedł od wejścia. Pociągnął wajchę, a masywne wrota, ozdobione runami otwarły się. Wjechałam na dziedziniec i kobieta odziana w strój kowalski, siedząca na ławce, wstała i podeszła do mnie. Przywitała się i oznajmiła, że koń jest tutaj zbędny. Zsiadłam, a Jerendem pogalopował w stronę otwartej bramy. Chciałam go gonić, ale ów kobieta mnie zapewniła, że znajdzie drogę do domu. Mam nadzieję, że nasz ogier wrócił cały. Mniejsza o konia. Kowalka zaprowadziła mnie do salonu pierwszorocznych. Wręczyła mi klucz i powiedziała, że jutro są pierwsze zajęcia, ale pierw trzeba przyjść na dziedziniec o godzinie czternastej. Odbędzie się tam powitanie i wyjaśnienie paru kwestii. Kobieta wyszła, a ja rozglądałam się po pokoju dziennym. Jak się wchodzi to po prawej stronie, na ścianie wisi tablica ogłoszeń. Na przeciwko wejścia jest kominek, przed którym stoją dwa czerwone fotele. Nad kominkiem wisi obraz przedstawiający mężczyznę, który dosiada fioletowego smoka w złotej zbroi, a w tle jest akademia. Po prawo od kominka jest okno z widokiem na morze. Na parapecie jest ustawiona figurka smoka, a obok niej doniczka z pięknym czerwono-czarnym kwiatem. Pod oknem stoi czerwona kanapa. Półka z książkami stoi po lewej stronie kominka. Żyrandol jest taką bombką z poroża jeleni, a w środku jest kula ognia rozświetlająca pomieszczenie. Między kominkiem, a biblioteczką są schody na górę. Udałam się tam trzymając klucze do pokoju. Korytarz jest dość długi. Spojrzałam na kluczę i zobaczyłam numerek 16. Przelatując wzrokiem pobliskie pokoje doszłam do wniosku, że pokój jest na samym końcu korytarza. Podekscytowana poszłam i otwarłam drzwi. Siedziało już tam dwóch moich współlokatorów. Byłam trochę zdziwiona, że nie ma podziału na pokoje męskie i damskie. Jeden z moich współlokatorów jest magiem, a drugi zwykłym człowiekiem. Ten pierwszy ma na imię Spakon, zaś drugi Sajak. Widać, że się dobrze znają. Przedstawili się i powiedzieli, które łóżko jest moje. Rozmawialiśmy, aż do późnego wieczora. Wyciągnęłam z mojej szafy piżamę i poszła się przebrać do łazienki.
          Ten list piszę w dzień przyjazdu do akademii. Współlokatorzy już śpią, a ja kończę pisać. Jutro pierwsze zajęcia, nie mogę się doczekać. 

Pozdrawiam
Kochająca Cię Miriel

          Po napisaniu listu, elfka położyła się spać. Zasnęła dość szybko, ponieważ wykończyła ją trzydniowa podróż z rodzinnego miasta do akademii. Miriel obudziła się godzinę przed powitaniem pierwszorocznych. Wstała i spostrzegła, że nie ma jej współlokatorów. Nie przejęła się tym zbytnio i podeszłą do szafy. Otworzyła ją i po kilku minutach zastanawiania się co ubrać wybrała błękitny podkoszulek, czarne spodnie i buty przypominające współczesne botki. Rozejrzała się dokładnie, czy aby na pewno nie ma ani maga ani człowieka. Pokój był pusty, wiec szybciutko się przebrała. Swoje białe jak śnieg włosy, splotła w warkocz na boku. Wzięła klucze i podekscytowana wyszła z pokoju. Zamknęła drzwi, a klucz schowała do kieszeni przeznaczonej na ów przedmiot. Na szczęście pamiętała drogę na dziedziniec. Po kilkunastu minutowej drodze, wreszcie dotarła do celu. Na placu była już grupka nowicjuszy. Dziewczyna zwinnie wślizgnęła się w tłum. Po kilku minutach stania na słońcu, wreszcie dyrektor przybył.
          Był to wysoki mężczyzna o siwych, długich, zaczesanymi do tyłu włosach. Odziany był w srebrno-białą szatę, zdobioną białymi szlachetnymi kamieniami. Na twarzy miał kilka zmarszczek i bliznę, która biegła po skosie na prawym policzku.
-Witajcie w Akademii siodła i łusek. Jestem Nirheim, założyciel tej skarbnicy wiedzy o smokach. Każdy student ma sto punktów na rok nauki. Jeśli stracicie je, zostajecie wyrzuceni z akademii. Punkty odejmują lub dodają profesorowie. Za daną liczbę punktów jest kara, bądź nagroda. Co roku nagrody oraz kary są inne, tak samo jak podział punktowy. To była raczej taka ogólna wiadomość, teraz przejdziemy do sekcji w jakich będziecie. Na tablicy ogłoszeń w waszym salonie jest rozpiska zajęć poszczególnych sekcji. Pierwszą są smoczy kowale, drugą zwiadowcy, a trzecią ostatnią wojownicy.
 Oczywiście każda klasa ma obcowanie ze smokami. Macie wolny wybór, ale pamiętajcie, że studiujecie tą sekcję przez całe 3 lata nauki w akademii. Jeszcze raz was witam w Akademii siodła i łusek. 
          Uczony zagwizdał i chwilę potem usiadł przy nim smok z beżowymi łuskami. Wsiadł na gada, ruszył odpowiednio lejce i zwierzę wzbiło się w powietrze. 
          Nowi studenci poszli w kierunku pokoju dziennego. Studentka gdy dotarła do salonu, usiadła na fotelu obok kominka i zaczęła rozmyśla, którą ścieżką chciałaby iść. Z jednej strony chciała być wojowniczką, ale nie miała ręki do miecza. Jako dziecko wolała strzelać z łuku do beczki. Po godzinnym rozważaniu w końcu doszła do wniosku, że wybierze klasę zwiadowców. Wstała i podeszła do tablicy ogłoszeń. Pierwsze zajęcia miała za cztery godziny. Do salonu weszli Spakon i Sajak. Elfka podeszła do nich, a współlokatorzy przestali rozmawiać. 
-Do jakiej sekcji idziecie? - spytała dziewczyna. 
-Ja to tam jeszcze myślę, a ty Spakon?
-Ja idę na wojownika, przecież wiesz, że preferuję miecz i tarczę. 
-Ach to tak, zapomniałem. W sumie ja też raczej idę na wojownika. A ty Miii... Meee... 
-Miriel - powiedziała elfka lekka się śmiejąc. - Ja idę na zwiadowcę. Lepiej sprawdźcie chłopcy, kiedy macie zajęcia. 
Mag oraz człowiek podeszli w wesołym nastroju do rozpiski zajęć. Zajęcia mieli za  piętnaście minut w sali ćwiczebnej. Na szczęście na tablicy wisiał plan akademii. Okazało się, że pierwszą lekcję mieli na parterze. Zerwali się, jakby ich piorun trzasnął, ponieważ sypialnie pierwszorocznych były na 6 piętrze. Elfka rozbawiona, spojrzała na mapę szkoły, zapamiętała drogę na pierwsze zajęcia i poszła wedle planu do piwnicy. Wędrówka na parter była męcząca, a jeszcze musiała zejść do piwnicy. Gdy tak schodziła na parter, oglądała obrazy na ścianach i latające małe smoczki, wielkości teraźniejszej chihuahuy. Wreszcie dotarła do piwnicy. Nogi ją bolały, ale było warto. W podziemiach akademii jest sklep, w którym można nabyć alkohol, kupić przekąskę, ale również można kupić smakołyki dla smoków czy fartuch rzemieślniczy dla kowala. Miriel przyszła tu by zarobić. Otóż na tablicy ogłoszeń, pisało że w sklepie można zarobić co nie co.
-Są już dostępne jakieś prace czy nie? - spytała się sprzedawcy. 

-Zobaczmy... - mężczyzna spojrzał na kartkę, która wisiała za nim. - Niestety nie, ale jeśli chcesz zarobić to przyjdź jutro rano. Codziennie jest 20 ofert pracy. 
-Dobrze. Dziękuję - powiedziała z niezadowolonym głosem.  
          Białowłosa poszła powoli na błonie, gdzie odbywały się jej pierwsze zajęcia. Zgubiła się raz czy dwa, ale dotarła do celu na czas. Po kilkunastu minutach nawiązywania znajomości z klasą, wreszcie przyszedł profesor. Szpiczaste uszy świadczyły o tym, że jest elfem, zupełnie jak Miriel.
-Witam, jestem Veir Korlendton. Będę was uczył przez ten rok nauki. Pierwsza lekcja będzie polegała na zwinności. Oto na czym będziecie dzisiaj ćwiczyć - profesor wskazał na cztery drewniane słupy wysokości 2 metrów, które stały ułożone w kwadrat. Każdy posiadał wystające kije z siebie, ponadto ów słupy obracały się wokół własnej osi. - Jedna osoba wchodzi w środek i stara się nie dotknąć tych wystających kijów. Uwierzcie mi jest to możliwe. To kto pierwszy? Może ty z tymi białymi włosami jak się nazywasz? 
-Miriel. 
-Powodzenia.